… a imię jego Dziewięć… 8
Z Timem Burtonem to jest tak, że można go lubić bardzo albo w ogóle. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy. Każdy film, z którym był jakkolwiek związany wydaje mi się stuprocentowym sukcesem. Oczywiście sukces nie oznacza, że film jest idealny, ale powiedzmy bardzo bliski ideałowi.
Historia zaczyna się, kiedy nasz bohater - 9 - budzi się w post-apokaliptycznym świecie, gdzie ludzie wyginęli. Wkrótce znajduje małą grupę podobnych do siebie stworzeń, które ukrywają się przed polującymi na nie przerażającymi maszynami. 9 stara się poznać tajemnice związane z zagłada ludzkości i chce zmusić swoich kompanów do walki z nimi. Jednak za sprawą różnicy charakterów w jego małej armii, nic nie jest takie proste na jakie wygląda. By dopiąć swojego, każdy z nich musi przezwyciężyć swoje wady, wykorzystać umiejętności i co najważniejsze - wraz z reszta grupy stać się jednością. Bo w grupie siła, jak to mówią...
Produkcją filmu zajęli się Tim Burton (Sok z żuka, Edward Nożycoręki, Gnijąca panna młoda) oraz Timur Bekmambetov (Straż nocna, Straż dzienna, Wanted - Ścigani). Nie dziwię się, dlaczego zainteresowali się pomysłem zrobienia 9 - w końcu jest to oryginalna, surrealistyczna animacja łącząca dobre kino akcji i przygody, a to obydwaj panowie lubią najbardziej. Mamy tu zgliszcza miast pełne śmieci, które nasze malutkie laleczki przemierzają w wymyślnym stylu. Wykorzystują także przedmioty codziennego użytku na różne ciekawe sposoby. Do tego dołączyć należy futurystyczne maszyny silnie inspirowane technologią przeszłości. To wszystko łączy się idealnie i tworzy zaskakujący klimat. W filmie wyczuwa się silną obecność różnych ukrytych znaczeń, przesłań, a także pewnego rodzaju morału-ostrzeżenia. Mamy tu wpływ numerologiczny nawet! To wszystko nadaje 9 dosyć poważny kształt i zapewnia widzowi coś więcej, niż tylko rozrywkę. Co najważniejsze - nie jest to bajka dla dzieci. Nic tu nie jest zrobione pod młodszych widzów. Walki bohaterów z maszynami - mimo, że animowane - są dosyć brutalne, a grozą wieje często tak, że ciarki przechodzą mimowolnie. W obrazie dość dużą rolę odgrywają światło i cień - pobudzają zniszczony świat do swojego własnego życia, co tworzy magiczny nastrój. I tu muszę powiedzieć, że animacje stoją na naprawdę wspaniałym poziomie, bo każdy szczegół jest w tym filmie do końca dopracowany - a to właśnie szczegóły są w nim najważniejsze, to one najbardziej zachwycają. Dzięki temu nie czujemy się oszukani i wczuwamy się w tamten świat.
A teraz tak… Od jakiegoś czasu Internet był atakowany kolejnym zwiastunami i spotami 9. Oglądając je, chyba każdy doświadczył pewnego rodzaju podniecenia. Tuż przed seansem zapoznałem się jeszcze z filmem krótkometrażowym Shane’a Ackera (9 - 2005), który stał się podstawą dla tegoż obrazu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jedno z drugim za bardzo wspólnego nic nie ma. Być może koncepcja jest podobna, ale produkt końcowy to zupełnie coś innego. Z chęcią zobaczyłbym, jak wyglądałby ten film, gdyby był bardziej wierny oryginałowi. Wolałbym bardziej “9 sam w domu”, niż “9: Drużyna Pierścienia”.
No i ostatnia rzecz - dubbing. Na szczęście polskiej wersji nie usłyszymy. I bardzo mnie to cieszy, bo oryginalnie obsadzone głosy pasują doskonale i są nie do zastąpienia. Mamy zatem Elijah Wooda, który dał głos 9-tce. I jest to świetne rozwiązanie, bo skojarzenie z Frodem jest bardzo trafne. Buntowniczej 7-ce głosu użyczyła Jennifer Connelly, co również było dobrym pomysłem. Christopher Plummer dał swój władczy głos 1-ce. Mamy też Johna C. Reilly jako 5. Nie wyobrażam sobie tego filmu bez dobrego dubbingu. I choć dialogów dużo wcale nie jest, to spełniają ważną rolę w trzymaniu klimatu tego filmu.
Podsumowując już - wspaniała, surrealistyczna opowieść o tym, jak małe laleczki ratują świat przed przerażającymi maszynami. Wszystko w zapierającej dech w piersiach animacji, która te od Pixara zostawia daleko w tyle. Nie ideał, ale niedaleko do ideału. Ot i tyle - życzę miłego seansu, bo naprawdę warto.
Wspaniały film! Dawno nie widziałem tak znakomitej animacji. Na upartego można się w nim doszukiwać inspiracji z Terminatora lub choćby z Matrixa, ale klimat, magia i ujęcia tych koncepcji w filmie Shane’go Ackera są niepowtarzalne.