Do miana manifestu świadomie realizowanej odmienności raczej film Stéphanie Di Giusto nie będzie aspirował, choć mógłby mieć ku temu spore zadatki 6
„Myśleliście, że przyjmę takie coś za 15 000 franków?” - nie kryje oburzenia Abel Deluc. Mężczyzna jest właścicielem oberży gdzieś we Francji, ale interes mu nie idzie. Abel przystaje na propozycję ożenku z nieznaną sobie wcześniej kobietą w zamian za wzmiankowany posag, który mógłby zasilić podupadający interes. Rosalie jest młodą i atrakcyjną dziewczyną. Wszystko układa się znakomicie. Do czasu jednak. W noc poślubną Abel odkrywa, że ciało Rosalie jest pokryte włosami. Dotąd ojciec dziewczyny pilnował, by zarost był skrupulatnie golony, obawiając się złych dla siebie w tym względzie konsekwencji. Abel doznaje szoku. Są lata 70 XIX wieku. Francja tamtej doby nie przywykła do ekstrawagancji podobnej natury. „Co to za plotki krążą w mojej fabryce?” - pyta złowrogo Barcelin odwiedziwszy oberżę. Abel, do którego skierowane zostaje pytanie w formie zarzutu, „siedzi po uszy w kieszeni” fabrykanta. Małomiasteczkowa społeczność szybko rozpowszechnia plotkę, o tym co miało być skrzętnie ukryte. Zresztą upokorzona zachowaniem męża Rosalie wkrótce przestaje się kryć ze swoją tajemnicą, zapuszczając szokujący dla klientów oberży zarost na twarzy.
„Robisz z nią to w ubraniu?” - mnożą się agresywne zaczepki ze strony mieszkańców miasteczka. Abel jest już nie tylko poirytowany i zdegustowany sytuacją małżeńską, która go przerosła. Teraz musi dodatkowo tłumaczyć się przed ludzką impertynencją. Niebawem jednak sytuacja się ustabilizuje. Sąsiedzi oswajają się powoli z kontrowersyjnym dotąd zjawiskiem. Rosalie zaczyna stanowić lokalną ciekawostkę. Obroty oberży przyrastają. Goście pojawiają się tu liczniej. „Gdzie byłaś? Klienci cały dzień pytali o ciebie.” - strofuje żonę Abel. Rosalie akurat tego dnia za ladą nie stanęła. Bywalcy oberży wyszli zawiedzeni nieobecnością współwłaścicielki lokalu. O sielance jednak nie ma mowy, przynajmniej w życiu Rosalie. Dziewczyna głęboko przeżywa osobiste odtrącenie. Pewnego dnia tłum uliczny w porywie emocji na widok pani Deluc publicznie poda w wątpliwość jej kobiecość. Abel ściąga lekarza. Ten potwierdzi, iż Rosalie jest kobietą, która cierpi na rzadką przypadłość zakłócenia bilansu gospodarki hormonalnej.
„Rosalie” to kino klimatyczne, które przemyca w sobie ładunek estetycznego wzmożenia. Śliczna Nadia Tereszkiewicz w roli tytułowej zrobiła wiele, ryzykując, że przez lata może się od niej nie odkleić kobieco nienaturalna wizualna konotacja. Aktorka odważnie wybrnęła z zadania, choć skutków tej brawury nie sposób przewidzieć. Stéphanie Di Giusto wyreżyserowała autentyczny dramat sprzed lat, nie siląc się na przerysowane z pozycji współczesnych interpretacje. „Rosalie” nie zaskakuje zasadniczo żadnym egzystencjalnym przesłaniem i kończy się w miejscu, które wyda się przewidywalne. Do miana manifestu świadomie realizowanej odmienności raczej film Stéphanie Di Giusto nie będzie aspirował, choć mógłby mieć ku temu spore zadatki.
„Ty chcesz mieć dziecko, nie męża.” - wyrzuca żonie sfrustrowany Abel. Ale i ten argument, choć boleśnie wymierzony w Rosalie, odbije się rykoszetem i pognębi ją po raz kolejny. Kobieta nie będzie mogła mieć dzieci. Werdykt lekarski jest nieubłagany. Pozostaje więc próba adopcji. W ówczesnych realiach obyczajowych bardzo trudna w realizacji. Rosalie może pozować do fotografii, która się ukaże na czołówkach ogólnokrajowych gazet. Może tańczyć z niedźwiedziem, stanowiąc w tym duecie większą dla podnieconego vox populi atrakcję. Tylko żyć normalnie jakoś nie jest jej dane.